Kilka godzin trwała akcja poszukiwania kobiety, która miała wypaść za burtę płynącehgo jachtu. Okazało się jednak, że kapitan, który nadał SOS był pijany i...płynął samotnie.
Jednak zasada „piłeś – nie płyń” powinna obowiązywać zawsze i wszędzie. Jej złamanie wczoraj skończyło się wczoraj wezwaniem SAR. Na szczęście, jak się okazało, niepotrzebnym.
Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa wieczorem w środę, 29 kwietnia odebrała sygnał SOS nadany przez jeden z jachtów. Znajdujący się na nim mężczyzna twierdził, że za burtę wypadła towarzysząca mu kobieta. Nie był jednak w stanie podać swojej pozycji – wiadomo było tylko, że płynie z Helu w kierunku Górek Zachodnich. Rozpoczęto akcję ratowniczą, w której brały udział jednostki SAR, Marynarki Wojennej (w tym śmigłowiec) i Straży Granicznej. Udało się odnaleźć jacht, który wzywał pomocy i odholowano go do Gdańska. Na pokładzie znajdował się kompletnie pijany mężczyzna, z którym jakikolwiek logiczny kontakt był utrudniony. Jednak udało się stwierdzić, że jednostka wypływała nie z Helu, a z Górek a według świadków nie było na pokładzie nikogo innego. Ostatecznie okazało się, że kobieta, która miała rzekomo wypaść za burtę znajdowała się cała i zdrowa w swoim domu a poza kapitanem w stanie nietrzeźwości na pokładzie nie było innych pasażerów.
Niestety, jak poinformowała MSPR, przepisy nie pozwalają na to, aby mężczyznę obciążyć kosztem akcji ratowniczej. Ale będzie odpowiadał za prowadzenie jednostki po pijanemu. Sprawą zajęła się policja.
Tagi: SAR, alkohol, jacht, Zatoka Gdańska