Od drwali do szantymenów
poniedziałek, 5 lipca 2010
Szanty, czyli shanties to nie piosenki żeglarskie. To pieśni pracy - rytmiczne i monotonne, tak jak czynności, podczas których je wykonywano. A było to: stawianie i zwijanie wielkich żagli rejowych, brasowanie ciężkich rei, pompowanie wody, wybieranie kotwicy, stawianie i pompowanie żagli skośnych...
Kto był pierwszy - Murzyni czy drwale? Czyli kilka teorii powstania szant
Nazwa szanta (shanties, shanty) oznaczająca pieśń, którą śpiewa się na dużych żaglowcach dla ustalenia rytmu pracy pochodzi prawdopodobnie od angielskiego czasownika chant, czyli „śpiewać monotonnie”. Albo też od francuskiego słowa chanter lub chantez. To drugie, będące zniekształceniem pierwszego używane było przez mówiących po francusku Murzynów, których zatrudniano jako tragarzy portowych.
Inna teoria mówi, że szanty już jako pieśni pracy pochodzą od drwali, którzy wraz z wyrębem lasów przetaczali na balach swoją chatę (zwaną właśnie szantą - chanty/shanty) tak, aby do lasu było bliżej.
Skądkolwiek szanty by nie pochodziły, swój dynamiczny rozwój przeżyły prawdopodobnie w okresie rozkwitu morskiej żeglugi, a więc w XV i XVI wieku, a ukształtował je ostatecznie wiek XVIII.
Śpiew na Santa Marii. Czyli wielkie odkrycia z pieśnią na ustach
Interesujące są nie tylko teorie powstania, ale też droga rozwoju marynarskiej pieśni pracy na przestrzeni wielowiekowych kontaktów człowieka z wodą. Na tyle ciekawa i długa, że zasługująca na bliższe opracowanie przez muzykologów i etnografów.
Pierwsze śpiewne zawołanie zabrzmiało z pewnością na prehistorycznej, prymitywnej, ale już wieloosobowej łódce. Wiemy też, że przy wybieraniu kotwicy czy stawianiu żagli również załoga Kolumba śpiewała szanty, o czym pisał E. Morrison w swym "Admirale Wszechoceanów". Podobny obraz pracy załogi, tym razem na statku Vasco da Gamy dawał Camoes w „Luzyjadach”.
Natomiast pierwsza oficjalna wzmianka o pieśni śpiewanej na pokładzie przy wybieraniu liny pochodzi
z pracy dominikanina Feliksa Fabri z Ulm, który w 1493 r. popłynął do Palestyny na galerze weneckiej. Tak pisał o ludziach śpiewających przy pracy: "jeden z marynarzy wyśpiewywał komendy, a pozostali odpowiadali mu w chóralnych refrenach". Zatem kto wie, czy bez pieśni pracy epoka wielkich odkryć geograficznych potoczyłaby się tak samo?
Pierwszym zbiorem morskich pieśni pracy jest dziełko niejakiego Barboura, zatytułowane „The Complaynt of Scotland”, które ukazało się w 1549. Książka ta nie zawiera nut, a jedynie słowa do dwóch pieśni kabestanowych, jednej szotowej i trzech fałowych. Ale jak pisze Stan Hugill, znakomity szantymen angielski: „wszystkie niemal identyczne - z wyjątkiem archaicznego języka - jak te, które śpiewano za moich czasów".
Co ciekawe, wkrótce szanty zniknęły jednak z pokładów, bowiem od 1550 r. do początków XIX w. marynarzy z floty handlowej zaczęto porywać na okręty wojenne. Obcokrajowcy, którzy przejmowali handlowe żaglowce po prostu nie znali zwyczaju śpiewania przy pokładowej robocie. Poza tym statki tego okresu były niewielkie, a załogi duże.
Wspaniałe klipry, statki pocztowe i odkrywanie Hornu. Czyli złote lata szant
Złote lata szant przypadają na przełom XVIII - XIX w. Był to bowiem czas rozkwitu żeglugi - szybkich statków pocztowych (packet ships), rejsów bawełnianych i herbacianych, gorączki złota i żeglugi wokół Hornu, a także wspaniała epoka kliprów. Jednym słowem dużo się wtedy działo na morzu!
Z przyczyn ekonomicznych z biegiem lat rosły żaglowce i malały załogi, natomiast praca pozostawała niezmiennie ciężka - zarówno dla rąk, jak i grzbietu. Szanta stała się wtedy nieodzownym elementem pracy na wielkich żaglowcach, bez którego "nie szła" praktycznie żadna ciężka robota na pokładzie. Mówiono nawet, że "prawdziwy żeglarz nie brał liny do ręki bez pieśni".
O morskich tragediach, dziewczynach i rumie. Czyli opowieści szantymenów
Szanty były tak mocno, tak nierozerwalnie związane z pracą na morzu, że nie śpiewano ich w ogóle na lądzie, traktując to nawet jako zły omen. Chyba że - jak wspominali starzy marynarze - trzeba było wciągnąć buty lub rozwiesić sznur na bieliznę. Może to trochę dziwić z uwagi na fakt, że źródłem większości szant były pieśni lądowe. Różnorodność szant i ich linia melodyczna mają swoje korzenie właśnie w pieśniach lądowych różnych narodów. Dlatego też słychać w nich liczne elementy folkloru: irlandzkiego, angielskiego, skandynawskiego, niemieckiego, francuskiego, a także motywy polinezyjskie czy karaibskie.
O charakterze oryginalnych i znanych szant zadecydował jednak ostatecznie element murzyńsko-celtycki. Prosty i oszczędny język tych pieśni, mocno tkwiący w gwarze i pokładowym slangu był taki jak ludzie którzy się nim posługiwali. A śpiewano o wszystkim: o dziewczynach, kochankach, tawernach portowych, rumie, whisky, dziurawych statkach i o morskich tragediach…
Ale nawet pieśń o bardzo pięknym tekście i linii melodycznej byłaby nieprzydatna na pokładzie żaglowca, gdyby nie szantymeni. Dobry szantymen (shantyman) musiał mieć poczucie rytmu, umiejętność improwizacji oraz doskonałą orientacją w tym, co dzieje się w danej chwili na statku. Mówiono nawet: "A song is ten men on the rope" ("Pieśń to dziesięciu ludzi przy linie"), podkreślając w ten sposób „niezbędność” szanty podczas zbiorowej pracy. Zawód szantymena ceniony był niekiedy na równi z profesją cieśli czy żaglomistrza.
źródło: www.zeglarze.pl