„Może i jestem szalony, ale pełen wiary w życie”. Guirec Soudée
Wolność. Każdy zna dźwięk tego słowa, ale tylko wybrańcy znają jego cenę. I są gotowi ją zapłacić. Facet, który żeglował po świecie z kurą, nie wziął się tam przypadkiem. Od początku był dziwakiem, który nie mógł usiedzieć w szkole.
Zanim wyruszył na morze (z kiepskim sprzętem, niesprawnym silnikiem, niewielkim doświadczeniem i ku rozpaczy matki oraz rodzeństwa), wybrał się do Australii, mimo poważnych braków w finansach, nie wspominając o znajomości angielskiego. Przyświecał mu jeden cel – zarobić na własną łódź. A przecież, jak mawiał Jack Sparrow, łódź to wolność.
W tym konkretnym przypadku wolność okazuje się mocno dziurawa i przeżarta przez rdzę. Jednak, jak się Francuz uprze, to nie ma rady. Łata, co się da, a na wszelki wypadek w rejs zabiera ze sobą spawarkę. No i kurę.
Spotyka ją, będąc w El Medano i mając w perspektywie pierwszy miesiąc samotnej żeglugi. Idąc za radą ojca, postanawia zabrać do towarzystwa „jakieś małe zwierzątko”. Jak się potem okaże, zwierzątko stało się pierwszą kurą na świecie, która pokonała Przejście Północno-Zachodnie i okrążyła Horn. Dość niezwykłe osiągnięcia jak na drób.
Autor traktuje zresztą swoją kurę, jak pełnoprawną załogantkę. Ciekawe, że wielokrotnie zwraca się do niej, jak do kobiety, pisząc czule: Moniko. Kura ma na jachcie własny „domek” i miseczkę z imieniem, ale wcale nie jest do nich specjalnie przywiązana. Z chęcią poluje za to na latające ryby; te, które mają pecha wylądować na pokładzie, natychmiast zostają zlokalizowane i rozdziobane (co dowodzi, że kura to naprawdę bliski krewny tyranozaurów).
Autor, Guirec, to niesamowity człowiek, któremu nie sposób odmówić fantazji, uporu, ale też sporej dozy lekkomyślności. Sam chyba ma tego świadomość, opisując niebezpieczeństwa i trudności, z jakimi się mierzył, ale też uczciwie przyznając się do popełnianych przez siebie błędów. I chyba tu właśnie leży największa siła tej książki: jest szczera i prawdziwa. Bez koloryzowania, osądzania, czy nawet odrobiny pychy. Nigdzie nie znajdziemy stwierdzenia: patrzcie, JA tego wszystkiego dokonałem. Ależ jestem fantastyczny! Wręcz przeciwnie – będzie tam sporo opisów zmagań z awaryjnym sprzętem, zmęczeniem, kurzymi zwyczajami, własnymi słabościami i przyrodą.
Z opowieści Guireca można wysnuć dwa wnioski. Po pierwsze, świat pełen jest fajnych ludzi. Młody Bretończyk spotyka ich dosłownie na całym świecie. Czy to zasługa tego, że sam jest sympatyczny i otwarty, a jego pozytywne nastawienie inspiruje innych? Czy też fajni ludzie są wszędzie, ale siedząc wygodnie na własnej kanapie, nie mamy okazji się o tym przekonać? A może po prostu ma szczęście (OK, niewątpliwie je ma – po drodze znalazł się człowiek, który sprezentował mu żagle i silnik, a mało brakowało, by kupił mu nowy jacht. Nie chciał w zamian niczego. Co nim kierowało? To samo pytanie zadał mu Guirec – a w odpowiedzi usłyszał: „masz jaja i spodobał mi się twój projekt”).
Drugi wniosek jest taki: warto czasem pójść (albo popłynąć) pod prąd. Kura to wbrew pozorom fantastyczny towarzysz i całkiem niezły żeglarz. No i zapewnia codzienną aprowizację w postaci świeżego jajka, chociaż wcześniej eksperci twierdzili kategorycznie, że podczas rejsu ptak będzie zbyt zestresowany, by to robić.
Oczywiście wyprawa, jaką odbył Guirec, była bardzo niebezpieczna. Po drodze wiele rzeczy mogło pójść nie tak, a biorąc pod uwagę kiepski sprzęt, niewielkie doświadczenie i „okoliczności przyrody” w postaci sztormów, lodu zgniatającego kadłub i innych niespodzianek, należy stwierdzić, że miał niesamowite szczęście. Ale, jak sam napisał, „Jeśli zaczniemy rozważać wszystkie zagrożenia, nie zrobimy nic”.
Książka zdecydowanie warta jest przeczytania, zwłaszcza przez żeglarzy – doświadczenie pod żaglami sprawia, że zauważa się niuanse, jakie laik zapewne przeoczy. Lektura z pewnością poruszy w nas uśpione struny związane z tęsknotą za prawdziwą morską przygodą, wolnością i typowym dla młodości, niefrasobliwym podejściem do życia. Piękne zdjęcia dopełnią dzieła zniszczenia. Nawiasem mówiąc, szkoda, że zdjęć jest tak niewiele. Kto jest ciekawy szczegółów wyprawy, zawsze może jednak zajrzeć do Internetu. W końcu kura Monika jest jego prawdziwą gwiazdą.
Książka do kupienia na stronie wydawnictwa Nautica https://wydawnictwonautica.pl/kuraizeglarz.pl?fbclid=IwAR3XA9YNCSsfM2m8su28xfI1mKoPCH4StQRVW5G2-Yl11uXdOy-YrRclogQ. Dodatkowo do poniedziałku można wygrać darmową książkę na Facebooku https://www.facebook.com/tawernaskipperow/.