Pakowanie po żeglarsku
środa, 26 października 2016
Kiedy zapytamy Wujka Google o pakowanie na rejs, wypluje długą listę stron, radzących nam, CO powinniśmy zabrać. Nie mniej ważna jest jednak druga kwestia – DO CZEGO to wszystko zabrać. Sprawa wcale nie jest prosta, a pakowanie się na rejs wygląda trochę inaczej, niż na „zwykłe” wakacje, a nawet na obóz czy w góry.
Co prawda, w każdym z wymienionych przypadków możemy zabrać ze sobą jedynie ograniczoną liczbę przedmiotów – w końcu musimy to sami dźwigać, więc żegnaj, wypchana kosmetyczko z prostownicą i pięcioma rodzajami balsamów (no, chyba, że w bardzo malutkich buteleczkach).
Pakując się na rejs, powinniśmy nie tylko ograniczyć ilość przedmiotów, ale też upchać nasze dobra w coś takiego, o co nie będziemy się potykać przez cały czas i co nie zajmie połowy mesy. W co więc ma spakować swoje skarby żeglarz, by reszta załogi nie zwodowała i jego, i jego bagażu?
Sztywniakom mówimy stanowcze „nie”
Na starcie możemy śmiało skreślić nie tylko sławne plecaki ze stelażem, ale też wszelkie sztywne torby, walizy i inne wynalazki, które posiadają twarde i nieskładane dno. Wymiary koi czy bakist niekoniecznie są regularne, a nawet bardzo płaski prostokąt nadal pozostaje prostokątem i wcale nie musi pasować kształtem do miejsca, w którym chcielibyśmy go zmieścić.
W cokolwiek więc zapakujemy nasze rzeczy, pamiętajmy, aby to coś mogło dopasować się do kształtów otoczenia, a najlepiej - dać się zwinąć w rulonik. Doskonale sprawdzają się tu tradycyjne worki żeglarskie, ale całkiem nieźle radzą też sobie różnego rodzaju torby sportowe (sprawdźmy przed wyjazdem, czy mają miękką „podłogę”, a jeśli nie – to czy da się ją usunąć).
Żeglarz na brzegu
Porty tak już mają, że niekoniecznie sąsiadują z dworcem, o lotnisku już nie wspominając. Skutkiem tego, zdarza się, że zanim radośnie rzucimy nasze klamoty na pokład, musimy pokonać z nimi pewne odległości. Ważne więc, aby torba, worek, czy cokolwiek to będzie, było nie tylko łatwe w przechowywaniu, ale także w transporcie.
Idealne opakowanie na nasze skarby powinno zatem być możliwie lekkie (ten warunek akurat łatwo jest spełnić, bowiem większość miękkich toreb i worków jest lekka), a także – powinno posiadać szelki albo uszy (najlepiej długie, które przerzucimy przez ramię). Pewną opcją są również kółeczka, ale posiadają one dwie zasadnicze wady:
1. Wyglądają trochę obciachowo; serio – wyobrażacie sobie minę takiego prawdziwego wilka morskiego, kiedy widzi, że jego załogant tupta po kei, a za nim, wesoło podskakując na kółeczkach, podąża jego bagaż? Z daleka będzie widać, że to szczur lądowy i do niczego się nie nadaje.
2. Ułatwiają sprawę, ale tylko na płaskiej powierzchni. Jeśli wiec spakujemy się w coś z kółeczkami, to z godnie z prawem Murphy’ego, prędzej czy później (raczej prędzej) napotkamy na jakieś schodki.
Materiał
Dawniej worki żeglarskie wykonane były z płótna czy tam brezentu, i to właściwie kończyło sprawę. Współczesne worki i torby przeznaczone dla żeglarzy, wykonane są z lżejszych, ale równie wytrzymałych materiałów, a niekiedy są również wodoszczelne… albo wodoodporne. A co to właściwie za różnica?
Różnica jest, i to zasadnicza, bowiem wodoodporność niekoniecznie przekłada się na wodoszczelność. W pierwszym przypadku chodzi nam bardziej o rodzaj tkaniny, a w drugim – o sposób wykonania danego przedmiotu, rodzaj zamykania itp. Na przykład plastikowe wiadro jest całkowicie wodoodporne, ale nie jest wodoszczelne – no, chyba, że ma bardzo dobrą pokrywkę.
Jeżeli wiec kupujemy torbę czy coś podobnego z myślą o rejsie, najlepiej, aby była ona i wodoodporna (czyli nie przemakała) i wodoszczelna – czyli, aby posiadała sprytne zamknięcie, które uchroni nasze dobra przed zalaniem nawet wówczas, gdy zdarzy się grubsza awaria, jakaś sirota (pewnie ta od kółeczek) nie zamknie luku, albo gdy nasz bagaż poleży dłuższą chwilę na deszczu.
Kompaktowe rozmiary
Prawda jest taka, że niektóre worki żeglarskie to prawdziwe wory, do których mógłby zmieścić się nie tylko ekwipunek żeglarza, ale i on sam. Jasne, wydaje się, że im dłuższy rejs, tym więcej rzeczy będzie nam potrzebne, ale nie do końca tak to działa. Znawcy tematu twierdzą, że nawet na najdłuższy rejs optymalną pojemnością worka żeglarskiego jest 120 litrów. Czy to wystarczy? Z powodzeniem, a przy tym pozwoli nam zaoszczędzić trochę miejsca na łodzi i zbędnego wysiłku, związanego z transportowaniem wielkiego bagażu. Zresztą, pamiętacie zasadę Pareto? Przez 80 proc. czasu używamy jedynie 20 proc naszych rzeczy. Mając wielki wór, upchamy tam wszystko, jak leci, ale mając trochę mniejszy, ograniczymy liczbę zbędnych rzeczy do minimum i jest spora szansa, że zamiast targać ze sobą przez pół świata zupełnie niepotrzebne gadżety, zabierzemy tylko nasze kluczowe 20 procent.
Ciekawym rozwiązaniem, preferowanym przez niektórych żeglarzy, jest zapakowanie się do dwóch mniejszych worków czy toreb, zamiast do jednego dużego. Pozwala to na sensowne rozdzielenie naszych dóbr i zaoszczędzenie czasu, związanego z grzebaniem w czeluściach wielkiego wora – pod warunkiem oczywiście, że uda nam się zapamiętać, co upchaliśmy do każdego z mniejszych.
Kieszenie
Typowa torba czy worek żeglarski nie posiada miliona kieszonek i przegródek, jednak bardziej wyrafinowane wersje mogą mieć bardziej złożoną budowę - nie wspominając już o okazach, które posiadają tyle schowków i przegródek, że nawigacja po nich wymagałyby posiadania osobnej mapy, by móc zlokalizować konkretny przedmiot.
Prawda jest taka, że sensowna liczba kieszeni, to maksymalnie 2 lub 3. Większa ilość automatycznie generuje chaos i wcale nie ułatwia utrzymania porządku. Oczywiście nie warto też popadać w skrajność i kupować worka czy torby bez żadnych przegródek. Pamiętajmy jednak, że ideą przewodnią kieszeni jest zapewnienie szybkiego dostępu do tego, co w nich ukryliśmy, a nie zabawa w „memory”.
Liczy się styl
Dawni żeglarze twierdzili, iż kobieta na pokładzie przynosi pecha (w końcu jakoś musieli maskować własną niekompetencję, a nie ma to, jak zwalić całą winę na płeć przeciwną, która w dodatku występuje w zdecydowanej mniejszości i ma słabe możliwości obrony). Dzisiaj żeglujących pań jest coraz więcej, nic więc dziwnego, że rynek odpowiedział na ich potrzeby i stworzył torby, które nie tylko są pojemne, wytrzymałe i miękkie, ale też stylowe. Mowa o tak zwanych torbach gobelinowych, wykonanych z materiału nie tylko wytrzymałego, ale też… ładnego.
Torby gobelinowe, chociaż nie mają wiele wspólnego z wodoszczelnością, posiadają pewną zasadniczą zaletę: wygląd. Nadają się więc nie tylko na rejs, gdzie estetyka torby nie ma wielkiego znaczenia, bo i tak wyląduje ona w bakiście, ale również na inne okazje - a nie ma to, jak podczas wyjazdu służbowego czy innej niezupełnie dobrowolnej eskapady popatrzeć na przedmiot, który odwiedzał z nami dalekie kraje i przynosi ze sobą wspomnienie wakacyjnego luzu i relaksu.
Fajne bajery
Niektóre typy toreb czy worków żeglarskich mają dołączony niewielki futerał, który może nam służyć do przechowywania rzeczy wewnątrz worka, albo wprost przeciwnie – do upchania w nim pustego, zrolowanego worka, co chroni go przed zabrudzeniem i ułatwia przechowywane. Niby bzdura, ale sprawdzona. Jeśli już zakupiliśmy torbę bez takiego elementu, zawsze możemy go zastąpić… szkolnym workiem na kapcie.
Ciekawym i bardzo praktycznym rozwiązaniem jest również system zamykania bez suwaków, niekiedy wzbogacony o specjalny zawór, który pomaga nam usunąć powietrze z wnętrza torby lub worka - taki patent pozwala na zaoszczędzenie miejsca, kiedy torba nie jest całkowicie wypchana, co na ograniczonej przestrzeni ma spore znaczenie.
Fajną opcją, stosowaną przez niektórych producentów, jest również małe, przezroczyste okienko, dzięki któremu możemy łatwo zlokalizować upchane do torby rzeczy, bez nerwowego grzebania w środku łapą (jeszcze nas coś ugryzie).
Zdjęcia: Klaudia Rataj
Modelka: Vilmarouge
Gobelinowe torby, idealne na rejs można znaleźć na
www.tonsac.plStrona FB firmy:
https://www.facebook.com/tonsacbags/
Tagi:
bagaż,
torba,
pakowanie,
rejs