TYP: a1

Jak ratować tonącego?

poniedziałek, 1 kwietnia 2019
Anna Ciężadło

Przede wszystkim tak, żeby za chwilę nie było… dwóch tonących. Mimo, iż naszym pierwszym odruchem jest rzucić się ku tonącej osobie i bohatersko podać jej dłoń, pamiętajmy, że nie jest to dobry pomysł. W końcu „tonący brzytwy się chwyta” - a jeśli złapie w ręce cokolwiek innego, na przykład nas, też łatwo nie popuści.

Dlaczego nie?

Człowiek ma w płucach pewien zasób powietrza i w normalnych warunkach powinien spokojnie unosić się na wodzie. Co innego, gdy warunki normalne nie są: tonący zakrztusi się wodą, panikuje, robi coraz płytsze wdechy, więc powietrza ma mniej i dlatego idzie na dno. Jeśli znajdziemy się zbyt blisko niego, desperacko uwiesi się na nas całym swoim ciężarem - a powietrze w naszych płucach może nie wystarczyć dla utrzymania na powierzchni dwóch osób.

Co więcej, tonąca osoba rzadko kiedy jest w stanie myśleć logicznie - dlatego też nie przyjdzie jej do głowy, że jeśli uniemożliwi nam wykonywanie jakichkolwiek ruchów rękami i nogami, to mimo najlepszych chęci nie będziemy w stanie jej pomóc.

Dlatego też tonącemu zawsze podajemy jakiś przedmiot: kij, parasol, parawan, pustą butelkę… cokolwiek, byle nie własną rękę. Tonącego dotykamy tylko wtedy, kiedy naprawdę, ale to naprawdę nie da się tego rozwiązać inaczej. Ale o tym za chwilę.

 

Babcia za dziadka, dziadek za rzepkę…

Jak zatem powinniśmy się zachować? Przede wszystkim zróbmy raban. Tonący, wbrew temu co widujemy na filmach, nie będzie machał rekami i wrzeszczał, ale utonie w milczeniu. Natomiast my powinniśmy krzyczeć, ile sił w płucach - im więcej osób dowie się o sytuacji, tym większa szansa, że znajdzie się wśród nich wykwalifikowany ratownik i nie będziemy musieli odgrywać bohaterów sami.

A jeśli nawet profesjonalista się nie znajdzie, to przynajmniej zrobi się zbiegowisko i będziemy mieć do dyspozycji pomocników. Oraz gapiów z telefonami. Ale być może przynajmniej jeden z nich użyje tego sprzętu w sensowny sposób, czyli zamiast wrzucać relację na fejsa, zadzwoni pod 112.

Pozostałych zaś będzie można zagospodarować inaczej, a mianowicie tworząc „łańcuch życia” - czyli chwytając się za ręce i wzajemnie asekurując. Pamiętajmy jednak, że taki łańcuch ma sens tylko wtedy, gdy przynajmniej jedna osoba będzie mieć pewny kontakt z podłożem.

 

Samotny bohater

A co w sytuacji, gdy nasze wrzaski nie przynoszą zamierzonych efektów? Cóż, w takich okolicznościach pozostaje nam wejść do wody. Ale nie tak od razu.

Po pierwsze pamiętajmy, żeby zdjąć ubranie. Owszem, kosztuje to parę cennych sekund, ale bez krępujących nas warstw mokrego materiału będziemy płynąć sprawniej i szybciej; czyli strata czasu jest tu pozorna.

Po drugie, nie rzucajmy się do wody wcześniej, niż to konieczne. Podbiegnijmy wzdłuż brzegu tak, by odległość do pokonania w wodzie była jak najkrótsza - a nie by dostać się do tonącego w linii prostej z miejsca, w którym staliśmy, kiedy wszystko się zaczęło.

Po trzecie, koniecznie pamiętajmy o zabraniu przedmiotu, jaki podamy osobie tonącej. Naprawdę nie będzie czasu, by po niego wrócić.

I po czwarte, utrzymujmy stały kontakt wzrokowy z tonącym. Wystająca ponad powierzchnię wody głowa to stosunkowo niewielki obiekt, a jeśli dodatkowo są fale (nawet niewielkie), może się okazać, że jeśli na chwilę się odwrócimy, już jej więcej nie znajdziemy.

 

I… nokaut!

OK, jesteśmy w wodzie i zbliżamy się do tonącego. Próbujemy podać mu przedmiot, ale z jakiegoś powodu (panika, strach, paraliż?) nie jest w stanie go chwycić. I co wtedy? W takiej sytuacji będzie jednak trzeba chwycić tonącego za szyję i odholować na brzeg -  a jedynym sposobem, by zrobić to w miarę bezpiecznie, jest znaleźć się za jego plecami.

W tym celu należy okrążyć tonącego tak, by podpłynąć do niego z tyłu (oczywiście zachowując odległość większą, niż długość ludzkiej ręki). Może się jednak zdarzyć, że tonący obróci się wokół własnej osi i znów będzie do nas przodem. I co, mamy tak pływać w kółko?

Na to nie ma czasu, pozostaje nam zatem… nokaut. Tonący spodziewa się z naszej strony wielu rzeczy, ale raczej nie jest nim cios w nos. Nie musi być bardzo silny - wystarczy chwila zaskoczenia, która jeszcze bardziej go zdezorientuje i osłabi - a nam umożliwi chwycenie delikwenta od tyłu i odholowanie do brzegu.

 

Ups!

A co, jeśli mimo wszystko tonący był sprytny (albo nam coś nie poszło) i jednak nas chwycił? Cóż, w takim razie pozostaje nam jeden kierunek - w dół. I bynajmniej nie jest to czarny humor.

Pamiętajmy, że tonący trzyma się wszystkiego, co pływa - jeśli więc pływamy my, chwyta nas. Ale jeśli celowo zanurzamy się coraz bardziej i ciągniemy go pod wodę, prawdopodobnie nas puści - jeśli nie odruchowo, to choćby z tego powodu, że łyknie więcej wody i mocniej się nią zakrztusi, luzując chwyt.

Wówczas możemy spróbować ponownie go chwycić i dostarczyć na brzeg. Zapewne nie będzie to proste, więc próbujmy tylko dotąd, dopóki mamy cień nadziei, że sami jesteśmy  stanie się uratować. Tonącemu nie pomoże fakt, że będzie miał towarzystwo - a bezpieczeństwo i życie ratownika zawsze powinno być na pierwszym miejscu.

Tagi: tonący, ratowanie, ratownictwo
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620