Stało się. Świnoujska stocznia „Gryfia” oficjalnie już idzie pod młotek. Kilka tygodni temu pisaliśmy o rozgoryczeniu jej pracowników, którzy w ramach świątecznego prezentu dostali wypowiedzenia. Zakład, który funkcjonował od lat 50. XX wieku, właśnie kończy działalność.
Zwolnienia
Byli pracownicy stoczni znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Są rozgoryczeni – mają poczucie, że ich zakład został poświęcony na rzecz oddziału „Gryfii” w Szczecinie. Zdaniem Bartłomieja Szmyta, przewodniczącego stoczniowej "Solidarności", 65 proc. zwolnionych jest po pięćdziesiątce.
Dla niektórych z nich moment wręczenia wypowiedzeń to był prawdziwy życiowy dramat – ci, którzy przepracowali w zakładzie kilkadziesiąt lat, nie będą potrafili się już przebranżowić. Zachwianie gospodarki związane z koronawirusem oraz fakt, że zwolniono około 200 osób na raz, nie poprawi sytuacji na lokalnym rynku pracy, praktycznie skazując ich na bezrobocie.
Co będzie dalej?
Należące do zakładu nieruchomości zostaną zlicytowane. Jeszcze w listopadzie 2020 roku znaleźli się chętni na kupno lub dzierżawę zakładu. Pozostaje jednak pewna drażliwa kwestia – a mianowicie ilośc miejsca na rynku. W momencie, gdy stocznie w Szczecinie i Świnoujściu stanowiły jeden organizm, nie było tego problemu.
Teraz kiedy jeden z zakładów miałby trafić do rąk prywatnych i stworzyć konkurencję dla państwowej firmy, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Najlepiej by było, aby nowy właściciel działał w jakiejś innej branży – tak zresztą zakłada jeden z punktów w regulaminie przetargu. Pozostaje jednak pytanie, jakiego rodzaju działalność - oprócz stoczniowej - można jeszcze prowadzić w stoczni?
A może deweloperka?
Faktem jest, że teren, na którym zlokalizowana jest świnoujska "Gryfia", może potencjalnie być interesujący dla deweloperów. Jeśli zbudowano by tam apartamentowce, to - czego by nie mówić – nie byłaby to działalność konkurencyjna dla stoczni w Szczecinie. Co by to oznaczało dla obecnych mieszkańców Świnoujścia?
Z jednej strony, ich miasto zyskałoby na popularności, więc ceny już istniejących nieruchomości zapewne poszłyby w górę. Z drugiej, napływ nowych osób, które stać na modny apartament, nieuchronnie oznacza wzrost cen w lokalnych sklepach i punktach usługowych. A jest mało prawdopodobne, że deweloper da zatrudnienie 200 zwolnionym stoczniowcom. Czas pokaże, jak rozwinie się sytuacja.
Tagi: Gryfia, stocznia, Świnoujście, przetarg, deweloper, związkowcy, zwolnienia