Basia: Jest wiele szant, które bardzo lubię i które coś dla mnie znaczą. Kiedy pracowałam na szkółce leśnej plewiąc pasy jednorocznego dębu ciągnące się po horyzont pod nosem podśpiewywałam "Few days". "O Panie!, czemu w ziemi tkwię (hej raz, hej raz) i macham szuflą cały dzień, hej na morze czas" - i machanie motyką stawało się mniej monotonne. I w zasadzie to jest nadal moja ulubiona pieśń pracy na roli :) Z "Dzikim włóczęgą" mam miłe wspomnienie festiwalu Shanties z 2006 roku. Wtedy koncerty odbywały się jeszcze na hali Wisły, przychodziły tłumy. Odzież wierzchnią trzeba było zostawiać w szatni. Skończył się koncert, była późna godzina nocna lub wczesna rano. Wszyscy czekali na swoją kolej z numerkiem w dłoni. Zaczęłyśmy z przyjaciółką śpiewać pośrodku tego tłumu "Już nie wrócę na morze, nigdy więcej , o nie!..." i tupać w odpowiednim momencie. Po chwili śpiewała z nami cała hala. To było niesamowite :) Lubie też bardzo "Jasnowłosą" bo jest to pierwsza szanta, którą nauczyłam się grać na gitarze. Następną grałam "Przechyły", którą lubię też z tego powodu, że zaintonowana na pokładzie, kiedy zaczyna kiwać nami z burty na burtę, powoduje uśmiech nawet u osobników przechylonych przez reling. Albo kiedy podczas flauty płyniemy przy monotonnym dźwięku silnika, nie dzieje się nic, wszystkich ogarnia leniwy stan półsnu. Refren "Ho ho ho, przechyły i przechyły..." wyrywa większość z marazmu. Jest też szanta "Historia złego sternika", którą zawsze wspominam z uśmiechem. Pierwszy raz usłyszałam ją półtora roku temu, podczas rejsu ze Splitu do Dubrovnika. Płynęliśmy ze znajomymi, ogólnie cały rejs wiatr ledwo powiewał, ale jak tylko przychodziła moja wachta to zaczynał się wzmagać, stawialiśmy żagle i zaczynała się zabawa. Jarek, od którego przejmowałam wachtę, zaczął mnie podejrzewać o jakieś czary czy uroki ;) Po kilku takich wachtach kapitan, jak tylko przejmowałam ster i zaczynało bardziej wiać, puszczał z głośników " Posłuchajcie opowieści, hej heja ho!, co ładunek grozy mieści, hej heja ho! Której strasznym bohaterem, hej heja ho!, jest stojący tam za sterem bardzo wredny łysy typ, co ma w szachu cały ship" :) Wkrótce załoga nauczyła się słów i moja wachta zaczynała się od tego osobliwego hymnu. Tym zabawniejsza była sytuacja, że ja mam dość gęste, kręcone, ciemne włosy :) Jest jeszcze wiele szant, które lubię ze względu na to, że przywołują fajne wspomnienia. Są jednak dwie takie piosenki, które przemawiają do mnie szczególnie. Nie wiążą się z żadnym konkretnym wydarzeniem ani sytuacją, jednak sens słów dociera do mnie gdzieś głęboko, powoduje wzruszenie. "Ballada o Wszechżonie" nie jest typową szantą, to raczej pieśń, o postrzeganiu świata z perspektywy lądu i morza. Jest o tym, że codzienność na morzu bardzo różni się od tej na ladzie i ciężko jest zrozumieć się dwóm osobom z tych dwóch różnych światów. "Nie mogę zajrzeć w twój ciepły świat, bo sól w oczach boli". Problemy lądowe na wodzie stają się błahe i nieistotne, a te, z którymi trzeba się borykać płynąc, na ladzie nie istnieją. Ciężko jest znaleźć punkt styku tych dwóch rzeczywistości. "...tu moje pół, tam twoje pół - dwie życia strony". A jednocześnie obie strony mają pewne oczekiwania względem siebie, ale wartości rzeczy, gestów, słów też są różne. "Na morzu zamieć, na morzu mgła, fale jak domu, na morzu całym tylko ja myślę o tobie" - piękne, jednak to za mało, bo " Mówiłaś <Za mą miłość coś mi daj. Ja piorę ci koszule i skarpety> I wtedy się poczułem jakbym stał, bez forsy w obcym luksusowym sklepie". Ja może nie jestem jakimś wielkim żeglarzem, nie wypływam na długie miesiące w rejsy (chociaż bardzo bym chciała), ale od czterech lat, od pierwszego rejsu, czuje, że to na morzu jestem najszczęśliwsza i to jest mój świat właśnie. Jednak nie mam żadnych żeglarskich tradycji w rodzinie, nikt z moich bliskich nie może zrozumieć, dlaczego zrezygnowałam z pracy leśnika ( skończyłam studia leśne), dlaczego myślę tylko o tym żeby jak najszybciej dostać się na jakiś rejs, poczuć pod stopami pokład, stanąć za sterem i pod żaglami poprowadzić jacht. Nikt, kto tego nie widział nie zrozumie, jak będę mu opowiadała o tym, jak cudowna jest noc na Atlantyku, gdzie nie widać granicy między niebem a wodą i wydaje się, że płynie się wśród gwiazd. Jak bezpieczna i otulająca wydaje się wtedy ciemność. Fale jak domu widziałam przy Gibraltarze, ale jak wytłumaczyć jakie robią wrażenie komuś, kto nigdy nie był wystawiony na działanie choćby malutkiej fali... Dlatego, że żeglarstwem zajęłam się tak późno, ale zdecydowałam z morzem związać przyszłość, przemawia do mnie jeszcze szanta - "Moje morze", znam ją w wykonaniu Ryczących Dwudziestek. Moja rodzina pochodzi z Pogórza Dynowskiego, ja urodziłam się w Krakowie, pierwszy raz popłynęłam w rejs na trzecim roku studiów. Dość późno jak na zaczynanie kariery żeglarza :) Dlatego często mam wątpliwości czy moje miejsce jest na pewno na morzu, a nie we własnej leśniczówce np. "Noce mają w sobie tyle gwiazd. Która twoja, czy ci daje znak ? Tylko ty tu sam, wokół tysiąc fal, pytasz : jest to miejsce moje albo nie". Ale zastanawiam się tylko kiedy jestem w domu, na ladzie. Kiedy jestem na morzu wszystkie te wątpliwości znikają "...bo to morze jest moim domem dziś, bo to morze to jest wszystko co dziś mam." I nie mam żadnych wątpliwości, dopóki nie zaczynam wracać do domu. "Gdy wyłoni się, znów poczuje lęk, czy to miejsce moje jest, albo nie". I kiedy już jestem u siebie, jest spokojnie, rodzinnie,wszystko zaczyna wyglądać prozaicznie i normalnie to ja znów zaczynam mieć wątpliwości, nosi mnie, czuje, że za długo jestem w jednym miejscu, chociaż powinnam czuć się tu szczęśliwa. "Pola wokół wsi pełne zburz, w lasach zwierz a w miastach ludzi tłum. Tylko w sercu gdzieś czuję ten sam zew, że to morze moje jest, a nie brzeg. Będzie lepiej gdy wypłynę znów i poczuje bezmiar twoich wód. Morze ja to wiem, ty ukoisz lęk, zanim znów zobaczę jakiś nowy brzeg". Nic dodać, nic ująć :) W podobnym klimacie są jeszcze np " Moja planeta" Formacji, albo "Piosenka dla mojej dziewczyny" EKT Gdynia, ale "Ballada o Wszechżonie" i "Moje morze" to moje ulubione szanty. |
Zamira: Opowieść o mojej ulubionej shancie poetycko: Kiedy jadę autobusem Który pędzi rączym kłusem Więc na trasie kilometra Jedzie, stając co pół metra Myśli prędko uciekają W inne zgoła części kraju Tam gdzie żagli, fałów tańce, Korek?... Spotkasz na Guziance A twą irytację wzbudzi Bzyk komara, gdy Cię zbudzi Aż wystawisz przez zejściówkę Swoją rozczochraną główkę I nim słońce dobrze wstanie będziesz sunąć po kanale By północy ślub z południem Ujrzeć, myśląc - ale cudnie. Do Giżycka na wesele jadą sami oficjele By przez Bananową łódkę wypić z Mazurami wódkę A tu niespodzianka spora - pić można wodę z jeziora ;) W treści wierszyka zakodowana jest nazwa szanty i zespołu, który ją śpiewa. Czyli "Giżycko" zspołu Banana Boat. Nic tak dobrze jak ta szanta nie przypomina o różnicy pomiędzy pędem codziennego życia, a spokojem i luzem wakacyjnego mazurskiego żeglowania. |