Ale nie w pomidorowym sosie. Za to w łososiowym SPA, gdzie rybki dopieszczane są na wszelkie sposoby, przez co ich życie (i mięsko) jest zupełnie wyjątkowe.
Takie rzeczy… ha, pomyśleliście teraz o Emiratach? Otóż nie. Takie rzeczy dzieją się w Polsce, a dokładnie - w niewielkim Janowie, zlokalizowanym w województwie zachodniopomorskim.
Produkcja masowa
Łosoś generalnie nie należy do tanich zwierzaków, a wręcz wydaje się być taką rybią arystokracją - i to pomimo faktu, że 90 proc. łososi, jakie trafiają do sklepów, jest jakości… no, powiedzmy litościwie, że nie średniej. Sęk w tym, że takie ryby produkowane są (tak, produkcja to właściwie słowo) na specjalnych fermach, gdzie traktowane są tak, jak każdy inny produkt.
Pomijając kwestie etyczne, takie podejście do tematu nie pozostaje bez wpływu na smak mięsa, ani na to, co ono zawiera. Wystarczy zresztą porównać jego barwę i strukturę z mięsem dzikich łososi. Różnica jest mniej więcej taka, jak między kurczakiem żyjącym u babci na wsi, a tym wyprodukowanym na fermie drobiu.
Jurrasic łosoś park
Absolutnym potentatem w dziedzinie produkcji tych ryb jest Norwegia, dlatego kiedy słyszymy „łosoś”, niemal z automatu dopowiadamy sobie „norweski”. Czy przebicie się przez coś takiego jest możliwe? Cóż, z pewnością nie jest łatwe. Dlatego właśnie pewna polska firma postanowiła podejść do hodowli łososi z zupełnie innej strony: zamiast kopać się z przysłowiowym koniem i próbować doścignąć potentata o ugruntowanej pozycji na rynku, postawiono na wyjątkową jakość.
Projekt nazwano jurrasic salmon, czyli jurajski łosoś. Hodowla jest pionierska i całkowicie proekologiczna, co znacząco wpływa na zdrowie ryb (i ich konsumentów) oraz na smak mięsa.
Szczęśliwe, smaczne rybki
Jurajskie łososie kąpią się w… jurajskiej wodzie, pochodzącej sprzed 150 milionów lat i pobieranej z głębokości ponad 1200 m. Czyli całkowicie wolnej od współczesnych zanieczyszczeń, jakie funduje przyrodzie człowiek.
Co więcej, ponieważ jurajskie łososie nie mają kontaktu z innymi zwierzętami, nie mają się też od kogo zarazić - i dlatego nie są prewencyjnie szczepione, jak to ma miejsce w przypadku standardowych hodowli. Hodowane są w systemie zamkniętym, więc nie ma zagrożenia ze strony wszy morskich czy innych pasożytów - ani też ze strony formaliny i pestycydów, tradycyjnie stosowanych do walki z tymi szkodnikami.
Nie bez znaczenia jest również pokarm; jurajskie łososie karmione są wyłącznie paszą pochodzącą ze zwierząt morskich - czyli nie jedzą kurczaków, soi, ani innego GMO. A ponieważ nadmiar jedzonka oznaczałoby nadmierne obrastanie w tłuszczyk, łososiom funduje się również… bieżnię: prąd wodny o przepływie półtora długości ryby na sekundę, co gwarantuje zachowanie odpowiedniej kondycji.
Skąd ten pomysł?
Jak większość ciekawych projektów - z przypadku. A także z fiaska zupełnie innego pomysłu. Jurajski łosoś to biznes rodzinny, a jego właściciele początkowo planowali otworzyć park wodny, jednak inwestycja nieco ich przerosła. A ponieważ posiadali dostęp do źródeł wód jurajskich, postanowili pójść w kierunku ekologicznej hodowli.
Pozostaje jednak pytanie - czy to się opłaci i czy fajny, pionierski pomysł nie utonie w odmętach wolnego rynku? Cóż, czas pokaże. Takie dopieszczone, polskie łososie są nieznacznie droższe od norweskich - za to smak i walory zdrowotne mają nieporównywalnie lepsze. Czy zatem znajdą swoją własną niszę na rynku, podobnie, jak znalazły ją ekologiczne kurczaki, sery i jajka? Zobaczymy. Właściciele podkreślają, że nie chcą być dla nikogo konkurencją, a jedynie zdrową alternatywą.
Jeśli macie ochotę spróbować takich rybek, poszukajcie w dużych sieciach handlowych, ale też w sklepach rybnych. Nie powinno być to szczególnie trudne - podobno w samej tylko stolicy można je kupić aż w 16 różnych miejscach.
Tagi: łosoś, hodowla, ryba